Szanowni
Tuzaglądacze,
znów sięgamy do zamierzchłych czasów, jeszcze dawniejszych niż
prastare. Krótko mówiąc, co najmniej kilka er wstecz. Tak na oko – parę milionów
latek. No i te lata tak sobie mijały, mijały, w przyrodzie miały miejsce różne
zawirowania tudzież zaszłości. Ale jak by nie patrzeć, w całej tej przestrzeni
czasowej pokusy na cudze baby były zawsze. Zwłaszcza, gdy było przyzwolenie, a
nawet zachęta. Zobaczmy, co się przydarzyło bohaterom dzisiejszych rymowanych
historyjek, bo to może nawet dawać do myślenia.
Dodo
na Komodo
Taka historia.
Ktoś by mógł powiedzieć, że to niemożliwe. Ja też twierdzę, że to niemożliwe. A
jednak się zdarzyło. Ująłem to w wiersz okolicznościowy okołowielkanocny. Bohaterami
wiersza są ptak drobiopodobny, który przeżywszy miliony lat, wymarł, oraz
jaszczurka krokodylopodobna, która także przeżywszy miliony lat, ma się całkiem
dobrze. Naukowcy zaś prowadzą badania systematologiczne i nie mogą dojść do
ładu ani z dodo, ani z waranem.
Oto historia z pozoru całkiem niemożliwa,
Życie, jak to życie, lubi takie figle płatać,
Bo – prawda, absurd zgoła, jest tutaj niewątpliwa –
Ostatni dodo, choć nielot, chciał sobie polatać.
Z Mauritiusa ruszył,
wylądował na Komodo,
Eleganckim
telemarkiem, z przygiętym kolanem,
Wtem horror,
przerażenie, o nieszczęsna przygodo!
Spotkał się oko
w oko ze straszliwym waranem.
A dokładniej – z
waranicą, żoną waranową,
Co nań apetyt poczuła
od samego ranka.
Gdy mąż waran –
romantyk w chmurach chodził z głową,
Nie jako danie
go postrzegła, a w roli kochanka.
Szepnie mu do
uszka: „Mój ty przepiękny brzydalu,
Spraw, abym chuć
poczuła, kuj, tarmoś mnie fizycznie,
Bierz mnie,
gwałć i pożądaj, kochaj w każdym calu.
Mąż myśli, że
się rozmnażam partenogenetycznie.
Uwiodła go ta
teoria pseudonaukowa,
Miast mi na
ogonek wskoczyć i przekazać geny,
Woli klecić
wierszydła, choć ja czekam gotowa.
Chyba mu płeć ma
obrzydła, że pożąda weny.
Nie zwlekaj,
każdy nasz krok to dla ludzkości mila,
Uchylmy odważnie
tajemnic natury wieczko.
A kiedy już
nadejdzie ta wiekopomna chwila,
Wykluje się z
jaja prześliczne dzieciąteczko.
Pal licho, niech
mąż mój już sobie te wiersze kleci,
Niech się oddaje
ukochanej wenie miłośnie.
Postanowiłam,
napłodzę z tobą wiele dzieci,
A potem
uciekniemy hen hen – tam, gdzie pieprz rośnie.”
Gdy baba coś postanowi,
nie ma na nią mocnych,
Waranica cichaczem
dała nogę z Komodo.
Wraz z gachem
przysiedli na Wyspach Wielkanocnych.
Głowią się teraz
mędrcy: „Gdzie się podział dodo?
Wiemy – żył na
Mauritiusie ostatni osobnik,
Powinny się
przynajmniej zachować jego szczątki.
Stanowił dla
nauki przepiękny ozdobnik.
Jak nielot mógł
odlecieć? Co to za porządki?!”
A na Komodo
popłoch, wykluły się dziwaki,
Anarchia przeniknęła
naukowe tkanki.
Po wyspie łażą
ni to jaszczurki, ni to ptaki,
Zoologiczne
dziwy – jakieś dodowaranki.
Wzięto pod lupę poetę warana: „Mój drogi,
Mów, bo cała sprawa śmierdzi niemałym skandalem.
Czyżby pani waranowa przyprawiła ci rogi?”
„Och, moja żona? Ona uciekła z jakimś brzydalem.
Nade mną zaś czuwa wena niczym nieskalana.”
Tymczasem młoda para miała już plany stanowcze.
Z naukowca-systematyka zrobiwszy barana,
Najzwyczajniej w świecie prysnęła na Wyspy Owcze.
Wrocek,
27.03.2021 r.