środa, 22 kwietnia 2015

5. Dokument Jacentego


Eweliny


Powiem szczerze, za nic w świecie
Mej udręki nie zgadniecie.
             Mało innych jest dziewczynek,
             Czy mam fart do Ewelinek?
Jedna rani, druga kręci,
Nim odetchnę, trzecia nęci.
             To z Warszawy, to z Krakowa,
             Za ostatnią ciągle nowa.
Jak by mało było tego,
Wszedłem raz do nasiennego.
             Gdy oglądam swoje "plony",
             Patrzę w koszyk przerażony.
Niespodzianki życie płata –
Takie imię ma sałata!


PS
             Czuję zatem awans bliski
             W pewnych kręgach towarzyskich. ;)



      

4. Protokół z przyjęcia nowego członka do STOWA



          Na zaległym, a nawet bardzo zaległym posiedzeniu Zarządu STOWA (pod nieobecność Ciała, a więc jednoosobowo przez samozwańczego Prezesa, czyli poniekąd uzurpatorsko) po gremialnym odczytaniu dokumentu będącego pracą wpisową niejakiego Jacka M. vel Jacentego, uznaje się ów dokument za spełniający statutowe wymagania. Przeto zgodnie ze statutem STOWA Jacenty z dniem 12.08.2003 r. zostaje wciągnięty na członka Stowarzyszenia Tępych Inteligentów i nadaje mu się stopień hierarchiczny – Rolant. Korzystając z tej szczególnej okazji, składam Jacentemu najserdeczniejsze gratulacje z nadzieją, że nie ustanie w wysiłkach wspinania się na szczyt drabiny hierarchicznej.
          Podpisano: samozwańczy Prezes STOWA – SupeRol Andrzej.

Poniżej, a ściślej – powyżej zamieszczam pracę wpisową Jacentego. Przepraszam, oczywiście – Rolanta Jacka.



      

3. Dokument Ciała

Ciao ciało

Wprost z Italii nadleciało,
Powłóczyście mnie zmierzyło,
Boskie fidiaszowskie ciało –
Serce me jak wilk zawyło.

Jakby tego było mało,
Żar z mych lic buchnął jak z pieca,
Całe moje ja” zwariowało,
Z marszu padła ma forteca.

Ach te oczy, oczy czarne, południowe, takie cacy.
Przez te oczy duszę, rozum podałam mu jak na tacy.
Kusicielsko w złotym słońcu zalśniłam udami w mini,
On z wdzięczności błysnął fotką rozparty w swym lamborgini.
Gruby portfel, śniada cera i te jego włoskie gadki,
Jednym słowem i dosłownie rozłożył mnie na łopatki.

A potem to już się działo,
Czas leciał jak kamień z procy,
Wciąż i wciąż nam było mało,
Brakowało dni i nocy.

Marzenia snuliśmy wcale nie mini –
Ja o ferrari, on o bambini,
Ja – wielkim świecie, on – domku małem.
Ja – całą duszą, on całym – ciałem.

Dobrze się wiodło i szło jak z płatka,
Przyszłość jawiła się jasna, gładka,
Mierzyłam suknię w ślubnym salonie –
Pięknie mi było w kwiatach, w welonie.
Już zamówiono siwki z wolantem,
Na palcu zalśnił pierścień z brylantem.

Podążaliśmy w przyszłość świetlaną,
Aż do dnia tego, kiedy to rano
Na stole kartka, a na niej stało:
Amore mio, amore ciao.

Wlepiam wzrok w palec, tam za łez mgiełką
Oprawne w tombak zwyczajne szkiełko.

Na łez otarcie:

To co w pieluchy mi robi siusiu,
Oczy ma piękne, bo po tatusiu.