Szanowni Tuzaglądacze
Dziś zapuszczam drugi z wierszy wysłanych na konkurs „Wierszy ciepłych i pogodnych”. Nie sugerujcie się tytułem. J Zapuszczam bez rozwlekłych wstępów. Do dzieła!
Umarł w butach
Dziadka miałem, powiem szczerze, niezwykłego szałaputa,
A co chwilę zwykł powtarzać ulubione: umarł w butach.
Życie szaławiły wiódł on gładko, jak po nucie nuta,
Ale czego by się nie jął, skutek jeden – umarł w butach.
Na podróży jego szlaku Bombaj leżał i Kalkuta.
Gdy przechytrzyć chciał celników, oczywiście – umarł w butach.
Po kieszeniach dzwonkiem wszelka świata brzęczy mu waluta,
Kiedy chciał ją porachować, to po prostu – umarł w butach.
Sztukę zgłębić miał jeździecką, koń-szatan zwał się Boruta,
Dziadek pragnął go okiełznać i jak zwykle – umarł w butach.
Kiedy do kasyna wkraczał – lico harde, w pozie buta.
Lecz gdy do ruletki siadał, pewne było – umarł w butach.
Raz pewnego zawadiakę z prawej zdzielił i z mańkuta.
Ale gdy mu tamten oddał, nie miał wyjścia – umarł w butach.
Śniło mu się polowanie na słonia czy na mamuta,
Nie wziął strzelby ani dzidy, więc i we śnie – umarł w butach.
I tak to z powodu dziadka dzień po dniu była poruta,
Jednak był to niezły facet, mimo tego „umarł w butach”.
Kiedy dziadek babcię poznał, pierś wyprężył spod surduta,
A gdy mu spojrzała w oczy, zmiękł, a potem... umarł w butach.
Od tej pory jego postać zawsze była już jak struta.
W zapomnienie gdzieś odległe poszło wieczne „umarł w butach”.
Wspominałem go po latach. Nagle się wtrąciła babcia:
Co ty gadasz?! Umarł w butach? Nieee, twój dziadek umarł w kapciach.
Wrocław, 13.04.2002 r.