Szanowni Tuzaglądacze,
pchany siłą rozpędu, zapuszczam kolejny raz z rzędu. Dziś coś dla smakoszy ichtiologicznych. Będę dawkował po trochu, żeby łasuchy nie popękały z przejedzenia.
W barze na Woli 1
W barze na Woli, na antresoli,
Podano solę, ale bez soli.
Szukam po stole soli do soli,
Bo z solą wolę, a nie bez soli.
Kelner biadoli, że nie ma soli.
– A może bola was zadowoli?
Bo mogę podać boli do woli.
A zamiast soli koli do boli.
Mej żonie Joli i córce Oli
Smakowi gwoli też chce się soli,
Bo solę wolą i solę solą.
Nie zadowolą się bolą z kolą.
– Niech nie fanzoli, a szuka soli! –
Mówi ma Jola przy wtórze Oli.
– Nie będę jadła miast soli boli,
Bo mnie wątroba od boli boli.
Kucharz z Angoli wzrostu topoli
I z aparycją Jasia Fasoli
Z pomocą lupy oraz busoli
Znalazł solniczkę. Ale bez soli.
Przybył podstoli. Dmąc w róg bawoli,
Wypiął z etoli kołnierz soboli.
Kelner atoli miał wzrok sokoli,
Wybrał z etoli pół mendla moli.
W swej roli dalej się nie certoli,
Bo podrygując w rytm barkaroli
I tańcząc przy tym taniec chocholi,
Podał ravioli z źdźbłami rukoli.
– Co mi tu smoli?! Dość samowoli! –
Grzmi moja Jola przy wtórze Oli.
Na to podstoli jak w aureoli:
– Za pogrom moli ja szukam soli.
Pod stół podstoli już się gramoli,
By szukać solo soli do soli.
Lecz widząc nogi Joli i Oli,
Do woli, myśli, dziś poswawoli.
Don gondoliere spławił gondolę
I piejąc arię: O mio sole,
Też pod stół pcha się i już podstoli
Nie solo szuka soli do soli.
Boy mimo woli wokół pianoli
Wciąż szuka solę miast szukać soli.
Z tego wszystkiego w barze na Woli
Jest zamieszanie niczym w tomboli.
I chociaż nie wiem, czy to jest lepsze,
Odtąd po prostu ja solę pieprzę.
Wrocek, luty’2014
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz